Latanie tylko z bagażem podręcznym jest sporym wyzwaniem dla
każdego, a co dopiero dla osoby na diecie. Jak pewnie niektórzy z Was wiedzą
leciałam ostatnio dość daleko, bo aż na Filipiny, ale co ważne, na tą
trzytygodniową wyprawę, musiałam się spakować w bagaż podręczny.
Hmm...musiałam? No niby nie, ale to zdecydowanie zmniejszyło koszty mojej
podróży o kilkaset złotych, więc skoro było to możliwe, to czemu nie podjąć
wyzwania?
Każdy kto choć raz leciał tanimi liniami, tylko z bagażem
podręcznym, wie, że priorytetem jest sprawdzenie dopuszczalnych wymiarów i wagi
bagażu oraz ograniczeń co do przedmiotów, które możemy tam spakować. Oczywiście
egzekwowanie tego przez linie lotnicze to zupełnie inna sprawa. Zdarzało mi się
lecieć z plecaczkiem wypchanym książkami, który ważył 16 kg, ale pamiętajmy, że
zawsze mają prawo nas skontrolować. O tym akurat nie zamierzam się rozpisywać,
bo takie tematy zalewają wszelkie fora i blogi podróżnicze, ale chciałam tylko
zwrócić uwagę na fakt, że każda linia lotnicza ma swoje własne wytyczne, co do
tego jak nasz tobołek powinien wyglądać i ile ważyć (ale od czego jest
Internet). Sprawa komplikuje się gdy lecimy kilkoma różnymi samolotami (tym
razem leciałam czterema liniami).
Istotne jest, żeby dokładnie rozważyć, co zabrać, czy to nam
wystarczy i czy całe przedsięwzięcie w ogóle nam się kalkuluje. W moim przypadku, było kilka za i
przeciw i wyglądały one mniej więcej tak:
Plusy:
+ oszczędzam kilkaset złotych
+ nie muszę czekać na lotnisku na walizkę z luku bagażowego,
mogę od razu się przesiąść na inny samolot jeśli mam mało czasu i nic
dodatkowego ze sobą nie targam.
+ Nie muszę się przejmować, że bagaż zaginie gdzieś po
drodze, lub zostanie uszkodzony.
+ Nie muszę brać dużo ubrań, bo jadę w jedno miejsce i
ciepły klimat, więc powinnam dać radę.
Minusy:
- Potrzebuję miejsce na spakowanie jedzenie bezglutenowego
ze względu na długie przesiadki
- Muszę zmieścić wszystkie moje kosmetyki (nic nie poradzę,
że jestem od nich uzależniona)
- Muszę się liczyć z tym, że niektóre z moich rzeczy mogą
nie przejść przez kontrolę bezpieczeństwa
- Ograniczenie w kupowaniu pamiątek z wakacji
Jeśli zaczniemy rozważać plusy, to punkt pierwszy wyda się
oczywisty, ale tak nie do końca jest. Jasne, że są osoby, które nie muszą się
liczyć z pieniędzmi, ale w moim przypadku, no cóż :) 200 zł nie zrobiłoby
różnicy, ale 600, czy 800 już tak, to jest sprawa indywidualna. Co do punktu
drugiego, podróż tylko z bagażem podręcznym uratowała nam lot z Manili do
Tagbilaran, na który ledwie zdążyliśmy przez opóźnienie w Pekinie (kwestia 10 -
15 minut!!). Problem zagubionego bagażu, albo takiego który przylatuje w
zupełnie innym stanie, niż go nadaliśmy, raczej nie wymaga głębszych rozważań -
każdy by się wściekł. Na koniec ciuchy! Wiem że dla niemal wszystkich kobiet to
ważna sprawa ;) Zazwyczaj na wakacje bierzemy górę sukienek, szczególnie na all inclusive widać jak kreacje
zmieniają się trzy razy dziennie, a i tak połowa z nich w stanie nietkniętym
wraca do domu ;) do tego pięć par bucików, klapeczek, sandałków... Bądźmy
szczerzy nie potrzebujemy tego wszystkiego, nawet gdy wyjeżdżamy na 2 tygodnie,
jeśli tylko jesteśmy pewne pogody i zostajemy w jednym miejscu, gdzie ręczne
przepranie bielizny, lekkiej sukienki, czy bluzeczki nie stanowi, żadnego
problemu. Oczywiście co innego gdy nasz wyjazd ma charakter objazdowy, gdy
musimy się liczyć z deszczem, albo jedziemy gdzieś gdzie zamiast 30 stopni,
jest - 5.
Mój zestaw wyglądał tak:
- 2 krótkie kombinezony
- 1 para lekkich spodni
- 4 koszulki (w tym jedna do spania)
- kilka par bielizny na zmianę
- 2 kostiumy kąpielowe
- 1 para sandałków, w czasie podróży miałam na sobie lekkie obuwie sportowe, a na miejscu kupiłam japonki
Ciepłego zestawu ubrań nie liczę, bo służył on głównie w
podróży, więc miałam go na sobie, a nie pakowałam do bagażu. Zakładając, że i
tak przez 50 % czasu moim jedynym ubraniem był dwuczęściowy strój plażowy, to w
zupełności starczyło. Miałam zamiar na miejscu dokupić spodenki, albo mini
spódniczkę, ale nie było takiej potrzeby.
Przejdę może do minusów. Punkt pierwszy i najważniejszy! Jedzenie!! kilkunastogodzinna przesiadka w Pekinie
wymusiła zabranie ze sobą dodatkowego prowiantu, który i tak mimo wszystko przy
każdym locie polecam zapakować. Ja miałam ze sobą:
- wafle ryżowe
- sezamowy chleb bezglutenowy
- orzechy
- sezamki
- 2 słoiczki pasztetu bezglutenowego
- paczkowaną w małych porcjach owsiankę bezglutenową
- bezglutenowe zupki
w proszku
Przekąski, takie jak orzeszki, czy sezamki zawsze warto mieć
ze sobą nawet idąc na zakupy, więc ich obecność jest oczywista. Pasztet, chleb
i wafle zabrałam z myślą o przesiadce, przy czym musicie się liczyć z
ewentualną konfiskatą pasztetu ;) mój przeszedł przez kontrolę w Krakowie, Sztokholmie, pierwszą w
Pekinie, w Manili, w Tagbilaranie, ponownie w Manili, a na powrotnej kontroli w
Pekinie trafiłam na jakąś służbistkę, której nie dało się wytłumaczyć, że i tak
nie zamierzam udawać się do Chin, że zjem to na lotnisku za parę godzin i że
potrzebuję tego malutkiego słoiczka, bo choruję i nie mogę jeść w restauracji.
Negocjacje skończyły się na tym, że pozwoliła mi skonsumować wafle z pasztetem
tam gdzie stałam, czyli przed bramką na główny hol terminalu (bez komentarza).
Owsiankę i zupki wzięłam raczej z myślą o głodzie, który dopada mnie już w
miejscu przeznaczenia i zapewne na większości lotnisk by się nie przydały, ALE!
Na lotnisku w Pekinie były automaty z wodą (również wrzątkiem), co uchroniło
mnie i mojego chłopaka od niechybnej śmierci z wychłodzenia (prawie 14 godzin
na nie ogrzewanym lotnisku, gdzie temperatura oscyluje w okolicach 8, może 10
stopni nie należy do przyjemności), bo mogliśmy sobie zrobić ciepłą zupkę, albo
owsiankę i trochę się ogrzać. Poza tym myślę, że w samolotach na lotach
międzykontynentalnych zawsze można się postarać o wrzątek, gdyby był problem z
naszym specjalnym menu.
W moim przypadku jednym z głównych problemów jest
ograniczenie kosmetyków. No cóż, mam swoje ulubione i ciężko mi się z nimi
rozstać (myślę, że to skrzywienie, które pozostało mi po czasach studenckich,
kiedy dorabiałam sobie pracując w perfumerii), a wiem, że zazwyczaj tam gdzie
lecę nie kupię ich (nie wspominając o kosztach). Wybieram więc te najbardziej
niezbędne, przelewam do buteleczek o pojemności 100 ml i zabieram maksymalną
dopuszczalną ilość ;) Nie liczę drugiej kosmetyczki z mazidłami do makijażu ;) Stu
mililitrowe opakowania szamponu do włosów, czy żelu do mycia spokojnie
starczają nawet na miesięczny wyjazd. O tych wszystkich pojemnościach trzeba
pamiętać jeśli nie chcemy się pozbyć kosmetyków (tak jak ja pasztetu ;)) warto
też sprawdzić przed wylotem czego nie wolno przewozić w bagażu podręcznym. Na
koniec sprawa pamiątek, w przypadku ograniczonego miejsca w plecaku, pozostaje
nam zakup drobiazgów, przedmiotów lekkich i o niewielkiej objętości np.
biżuterii, a jeśli kilka razy się przesiadamy, uważajmy co kupujemy na strefie
bezcłowej, bo zasada 100 ml płynów cały czas nas obowiązuje.
Co jeszcze warto zapakować jeśli zdołacie upchać (pomijam
wszelką elektronikę i kable, bo tu już każdy zabiera to co chce i potrzebuje):
- kubek termiczny (dla każdego Celiaka absolutne must have), jak dacie radę to termos na
jedzenie
- zestaw plastikowych sztućców i talerzyków
- żel lub chusteczki antybakteryjne
- mini apteczka (plastry, gazy, coś do odkażania, tabletki
przeciwbólowe itp.)
- ciekawa książka
- papier toaletowy (to nie żart, w niektórych miejscach na
świecie to priorytetowy element wyposażenia każdego podróżnika)
- chusteczki do higieny intymnej
- okulary przeciwsłoneczne z dobry filtrem UV
- buff
- saszetka na brzuszek ;) pomijam już fakt, że przydaje się
na lotnisku, żeby mieć zawsze pod ręką paszport, karty pokładowe, telefon,
portfel, chusteczkę i balsam do ust ;) ale zwyczajnie jest dodatkowym mini
bagażem, którego raczej nikt się nie czepia, a na wakacjach świetnie zastępuje
torebkę.
- mini suszarka do włosów (rozważcie nadprogramową opcję
suszenia wypranej bielizny w miejscach, gdzie jest duża wilgotność powietrza ;))
- ręcznik szybkoschnący
- stopery do uszu
- latarka czołówka
- plastikowe pudełko na jedzenie
- nadmuchiwana poduszka
- mini śpiwór
Jak widzicie nie taki diabeł straszny ;) To jest zestaw
proponowany dla Celiaków, ale zdrowym osobom może też się przyda kilka wskazówek.
Mam taką nadzieję ;) Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły i swoje doświadczenia,
piszcie w komentarzach. Powodzenia w pakowaniu!