Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Europa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Europa. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 maja 2016

Celiak w krecikowym kraju ;) bez glutenu w Pradze

           Myślę, że większość z nas ma dość miłe skojarzenie z krajem naszych południowych sąsiadów, pierwszym jak dla mnie jest Krecik, któż by go nie kochał? Drugim żelki, a trzecim piwo (oczywiście to te z popularnych i przyziemnych skojarzeń :p ). No jeszcze można by po drodze knedliki wymieniać, paczki pistacji, całkiem niezłe wino i rzecz jasna całą masę pięknych miejsc do zwiedzania, ciekawą architekturę i sztukę.  
               O choćby paru dniach w Pradze myślałam intensywnie od zeszłego roku, z Wrocławia jest blisko, bilety na Polski Bus można czasem upolować za pół darmo (ja dostałam za około 20 zł za osobę w jedną stronę), czekałam tylko na parę luźnych dni i ładna pogodę. W końcu się udało. Mogłam pojechać tylko na dwie doby, ale było warto, bo okazuje się, że Praga to bezglutenowy raj, a w dodatku nie odstaje cenami od Wrocławia, nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że jest taniej. Polecam więc rozważyć w kontekście zbliżającego się długiego weekendu, lub w dalszej perspektywie na wakacje. 
Jeżeli podróżujecie Polskim Busem zaraz na dworcu znajdziecie sklep, gdzie nie tylko można się zaopatrzyć w bilety na metro, ale również kupić bezglutenową przekąskę, ja wybrałam chipsy warzywne z buraków i selera ;) skład naszych polskich odpowiedników jest co prawda lepszy, ale w podróży staram się nie narzekać na tego typu niedogodności ;) 
Skoro już jesteśmy przy przekąskach, to podczas zwiedzania starówki z głodu nie umrzecie, ja trafiłam w drodze do staromiejskiego zegara astronomicznego, na sklep ze zdrową żywnością http://www.countrylife.cz/, również z produktami bez glutenu. Była tam cała masa chrupek, przekąsek, batoników itp. Wybrałam dwa batoniki raw vivo bar, których skład najbardziej mnie przekonał. Oba z quinoą ;) jeden z nich był wysokobiałkowy, a drugi energetyczny. Adres sklepu możecie odczytać na poniższych zdjęciach ;) 

      Oczywiście przed podróżą sprawdziłam, gdzie w Pradze można zjeść bezglutenowy obiad. Śniadaniami się nie przejmowałam, bo na dwa dni wzięłam zapasy z domu.
Pierwszego dnia wybór padł na jedną z najbardziej znanych i popularnych praskich restauracji oferujących dania bez glutenu - restaurację Švejk Restaurant U Karla. Mieści się ona pod adresem Křemencova 7, Praha 1  i specjalizuje w daniach kuchni czeskiej, w której jak wiadomo królują kluchy i zawiesiste sosy mięsne, zapewne niełatwe do odtworzenia w wersji bezglutenowej. Przyznam szczerze, że nie przepadam za tak ciężką kuchnią, chociaż od czasu do czasu najdzie mnie ochota na coś tłustego i kalorycznego ;) Jednak być w Pradze i nie zjeść knedlików, byłoby okrutną stratą, dlatego cieszyłam się na myśl o obiedzie w tym przybytku.
       Lokalizacja restauracji jest bardzo dobra, to zaledwie kilometr na południe od Mostu Karola, można się przejść spacerkiem brzegiem Wełtawy i w kwadrans jesteśmy na miejscu. Wystrój może nie jest jakiś szczególnie przytulny, ale zrobiony z rozmysłem. Nawiązuje do czeskiej tradycji i opowieści o wojaku Szwejku, prostota wnętrza ma przywoływać klimat gospody z czasów I Wojny Światowej, tego typu lokali w Czechach nie brakuje, określiłbym je jako "typowo czeskie", więc jeśli chcemy się wczuć w lokalny klimat to wszystko się zgadza ;) 
        Z bezglutenowego menu wybrałam tradycyjne czeskie danie czyli knedliki (odpowiednik naszych klusek na parze/pyz drożdżowych/pampuchów, czy jak kto woli ;) ) z gulaszem wołowym z kiełbaską i cebulą. Jadłam już podobne danie w Brnie, kiedy jeszcze nie byłam na diecie i chciałam sprawdzić, jak smakuje wersja bezglutenowa. Ponieważ podejrzewałam, że danie nie będzie zawierało satysfakcjonującej mnie ilości warzyw, zamówiłam do tego sałatkę grecką (no cóż, czeska to ona nie jest, ale w karcie była i obfitowała w warzywa). Całą tą ucztę postanowiłam zapić bezglutenowym Bernardem, co tam, jak szaleć to szaleć. Mój towarzysz rozpusty (jakkolwiek to nie brzmi ;)) postanowił przetestować żeberka i zupę kartoflaną. Oba te dania również można było dostać bez glutenu. 
         Wszystko co zamówiliśmy okazało się bardzo smaczne, a porcje ogromne. Największym naszym błędem, było połakomienie się na obiad dwudaniowy, którego nie sposób było zjeść, chyba że ktoś z Was jest rosłym, czeskim harlejowcem. Gdyby było upalne lato, sałatka w zupełności by mi wystarczyła. Całe szczęście, że pierwszego dnia naszego pobytu było w Pradze bardzo chłodno, nawet jak na koniec kwietnia, więc wsunęłam 3/4 tego co mi podano, ale przez resztę dnia trawiłam i trawiłam i trawiłam. Kolacja była całkowicie zbędna. Jednak zupełnym zaskoczeniem było dla mnie to, że poza zrozumiałym odczuciem przejedzenia, nie miałam żadnych innych nieprzyjemnych dolegliwości gastrycznych i tak zostało do końca pobytu. 
         Byłam bardzo mile zaskoczona nie tylko formą podania, ale również wiedzą Czechów na temat kuchni bezglutenowej i nie tylko. Moje dania były oznaczone małymi chorągiewkami z napisem gluten free, co z jednej strony zapobiegało pomyłkom przy serwowaniu dań, z drugiej strony dawało mi poczucie bezpieczeństwa, że w kuchni również odbyło się wszystko jak należy i kucharz świadomie wydał danie i nie było sytuacji, że przez przypadek się zamyślił i posłał mi glutenowe.  Poza tym we wszystkich lokalach, w których byłam w karcie przy daniach są oznaczone występujące w nich alergeny. Czekam kiedy coś takiego wprowadzą u nas i osoby z celiakia, nietolerancją laktozy, uczulone na orzechy, lub seler, będą mogły bezpiecznie zjeść w restauracji. 
Mój zestaw, czyli sałatka grecka, knedliki z gulaszem i piwo kosztował około 60 zł, zważywszy na jakość, wielkość porcji i lokalizację, cena zupełnie normalna.  

Ogólnie wizyta w Švejk Restaurant U Karla na dużym plusie. 
+ za smaczną tradycyjną kuchnię w wersji bezglutenowej
+ za obsługę
+ za wygląd lokalu utrzymany w klimacie gospody z czasów I Wojny Światowej
+ za ogromne porcje
+ za stosunek ceny do jakości i wielkości porcji
+ za lokalizację
       Jak już wspomniałam po tym całym obżarstwie (bo inaczej tego nie można nazwać), do końca dnia nie byłam głodna i opcja kolacji odpadała. Miałam upatrzone jeszcze parę polecanych lokali, ale zupełny przypadek sprawił, że następnego dnia, zjadłam przepyszny obiad we włoskim stylu :). Podczas tradycyjnego tułania się po starówce, wpadł mi po prosu w oko szyld z napisem "Gluten free italian restaurant", przejrzałam pobieżnie wywieszoną przy wejściu kartę i uznałam, że będzie to idealne miejsce na jutrzejszy obiad ;)
      Restauracja nazywa się Alriso i znajdziecie ją przy Betlémské náměstí 11, Praha 1. Lokalizacja świetna, bo mamy stąd około 500 metrów do zegara astronomicznego i tyle samo do Mostu Karola, a zaraz obok restauracji w sąsiedniej bramie mieści się Muzeum Kultur Azji, Afryki i Ameryki, które ze względu na moje osobiste zainteresowania bardzo polecam ;)
         Alriso oferuje tylko i wyłącznie dania bezglutenowe kuchni włoskiej. Bazują na risottach, ale można tam zjeść również bezglutenowe makarony, zupy, dania mięsne, a nawet owoce morza. Jak na włoską  restaurację przystało, mają bogatą ofertę win, są też oczywiście bezglutenowe desery, jak chociażby tiramisu. Oprócz dań z karty codziennie proponowany jest inny zestaw obiadowy - zupa i trzy różne dania do wyboru.
        Wystrój restauracji utrzymany jest w tradycyjnym, przytulnym włoskim stylu, drewniane meble, domowe kraciaste obrusy, a do tego przepiękna zastawa, która przykuła moją uwagę. Całości dopełnia dbałość o szczegóły - świeżo nakryte stoły czekające na gości, serwetki ozdobione kokardkami z makaronu, nienachalne, a przywołujące domowy klimat elementy dekoracyjne.
            Kolejnym dużym plusem tego miejsca, było tak zwane "czekadełko", nie wszystkie restauracje to praktykują, a nawet jeśli, to zazwyczaj jest ono glutenowe. Tym razem, zaraz po złożeniu zamówienia otrzymaliśmy papierową torbę z przepysznym bezglutenowym chlebem wypiekanym na miejscu, a do tego oliwę z oliwek.
Jeszcze zanim musiałam przejść na dietę, wybierałam raczej ciemne chleby żytnie, nigdy nie byłam specjalna fanką jasnych, puchatych bułeczek (nie chcę też wiedzieć jakie ulepszacze w tym chlebie były), ale muszę przyznać, że gdybym dostała 3 bochenki to zjadłabym je od razu, taki był dobry ;) Oliwa również najlepszej jakości, a na to zawsze zwracam uwagę. Podbili więc moje serce już samym chlebem z oliwą i jest to najlepszy przykład jak prostym, nie wymagającym dużego wysiłku i nakładów finansowych trikiem, można zjednać sobie klienta już od progu ;)
            Mój chłopak skorzystał z menu dnia i zamówił zupę z soczewicy i risotto na winie z pieczarkami, a ja wybrałam z karty spaghetti z czosnkiem, oliwą z oliwek i pieczonym boczkiem. Oba dania kosztowały około 25 - 26 złotych. Do tego zamówiliśmy po kieliszku białego wina.
Wszystko było pyszne, doskonale doprawione, porcje w sam raz, przepięknie podane - prosto, ale elegancko. Kelner spytał, czy życzymy sobie parmezan do dania, a gdy odpowiedzieliśmy twierdząco, przyszedł z kawałkiem sera i tarką i dodatkowy składnik trafił na nasze talerze.
Ja nie czułam w ogóle, że jem bezglutenowy makaron, ale widocznie jest to już kwestia przyzwyczajenie, bo mój chłopak, który jest makaronowym potworem i mógłby się żywić tylko nim, próbując mojego dania stwierdził, że dla niego jest to inne, ale z pewnością nie jest gorsze. Zatem zakładam, że jeśli zabierzecie do tej restauracji swoich glutenowych towarzyszy nie będą zawiedzeni.

Wizyta w Alriso wypadła również na duży plus :)
+ za pyszne włoskie bezglutenowe dania z doskonałych jakościowo składników
+ za stuprocentowo bezglutenową restaurację
+ za "czekadełko" w postaci pysznego bezglutenowego pieczywa i bardzo dobrej oliwy z oliwek
+ za przytulny domowy klimat w restauracji
+ za dbałość o detale, szczególnie piękną zastawę, na której podano nam dania
+ za możliwość wyboru dania dnia
+ za dobry wybór win
+ za kompetentną obsługę
+ za cenę adekwatną do jakości i wielkości porcji

           Drugi dzień pobytu już do końca minął nam pod znakiem kuchni włoskiej, ponieważ na kolację przed samym wyjazdem z Pragi wybraliśmy się do UNO. To jednak było największe rozczarowanie całej podróży. Niby nie było źle, ale też nie do końca było to to, czego szukam, gdy wyjeżdżam zwiedzać bliższy, lub dalszy świat. Chociaż dość trudno ocenić mi to miejsce na podstawie kawałka pizzy, która nie była zła, ale też nie powaliła mnie na kolana. Gdyby było to danie na miarę tych opisanych powyżej z pewnością przymknęłabym oko na klimat lokalu, który zupełnie mi nie odpowiadał, ale może od początku.
          Restauracja Uno oferująca dania kuchni czeskiej i włoskiej, znajduje się w centrum handlowym Palladium na Náměstí Republiky 1, Praha 1. Ta lokalizacja ma swoje plusy i minusy. Plusem i powodem, dla którego wybrałam to miejsce na kolację przed wyjazdem jest niewielka odległość do dworca autobusowego Florenc - około kilometr. Na tym jak dla mnie plusy tej lokalizacji się kończą, ale od razu uprzedzam, że to moja zupełnie subiektywna opinia i to co dla mnie jest minusem, zapewne dla niektórych będzie dużym plusem. Ja zwyczajnie nie znoszę jeść w centrach handlowych, zawsze robiłam to tylko w ostateczności, gdy musiałam wybrać się na większe zakupy i zwyczajnie nie miałam czasu zjeść gdzie indziej. Dla mnie po prostu takie miejsca nie mają duszy, a ja lubię celebrować jedzenie (nawet jeśli jest to zwykła kanapka jedzona na ławce w parku). Jeść należy w spokoju i w miłej atmosferze, a nie wśród zgiełku w tłumie zakupowiczów, a tak się składa, że wszystkim restauracjom w centrach handlowych ten klimat się niestety udziela. Myślę, że to jednak zaważa na całej ocenie tego lokalu, jedyne co w moim odczuciu ratowało to miejsce, to bardzo dobrze zaprojektowane oświetlenie, które nadawało przynajmniej pozory przytulnej atmosfery. Sam wystrój prosty i nowoczesny, dla mnie neutralny.
             Wybraliśmy się tam na kolację i nie byliśmy specjalnie głodni, nie chcieliśmy się też zbytnio przejadać przed podróżą, więc zamówiliśmy jedną pizzę na dwie osoby. Nie do końca jednak, miałam poczucie, że jest to mój świadomy wybór. Po pierwsze dlatego, że karta była dość duża i chaotyczna, miałam problem z szybkim ogarnięciem, co tam jest bez glutenu, a co nie. Zanim to zrobiłam, kelnerka dwa razy zdążyła, przyjść zapytać co zamawiamy. Niestety jest typowe, że pośpiech towarzyszący galeriom handlowym, udziela się również obsłudze w restauracjach i to nie pierwszy raz, gdy rzuciło mi się to w oczy. Pizzę wybrałam więc w przypływie zniecierpliwienia, a z jeszcze większą niedbałością zamówiłam herbatę. Bardzo nie lubię tak zamawiać jedzenia, ponieważ tak rzadko mam teraz okazję jeść na mieście, że chciałabym każdym momentem się cieszyć, a o potrzebie trafności wyboru nie wspomnę, ale do rzeczy.
            Pizza z pikantnym salami była smaczna, na cienkim spodzie, ale nie była niczym szczególnym, a ciasto w zasadzie nie przypominało pizzy, ta którą robię w domu jest o niebo lepsza. Herbata jak herbata, dostaliśmy też chyba - z tego co pamiętam - jakieś "czekadełko", ale było glutenowe. Pizza kosztowała około 32 zł, stosunek ceny do jakości i rozmiaru pizzy - porażka.
Jeżeli ktoś jest właśnie w szale zakupów i potrzebuje coś na szybko zjeść, no to w porządku. Może kiedyś będę miała okazję przetestować więcej dań przez nich proponowanych, szczególnie tych czeskich, ale szczerze mówiąc nie wiem czy mam ochotę, skoro w tej samej cenie, albo taniej mogę zjeść w Pradze o wiele lepiej i w milszej atmosferze. To w zasadzie tyle na temat Uno, warto wiedzieć, że jest w pobliżu dworca autobusowego, ale ogólny bilans przedstawia się następująco:

+ za lokalizację blisko dworca autobusowego
+ za smak pizzy (no nie było to niesmaczne)
+ za nastrojowe oświetlenie
- za lokalizację w centrum handlowym - brak klimatu
- za zbyt niecierpliwa obsługa
- za mało przejrzystą kartę
- za stosunek ceny do jakości i wielkości porcji

I jeszcze na zakończenie kilka słów o czeskim piwie. Do niedawna Bernard i Celia były jednymi z lepszych bezglutenowych piw dostępnych w Polsce, to się zmieniło wraz z wprowadzeniem przez polskie browary ich własnych propozycji, szczególnie Chmielaki z browaru Wąsosz i jasnego oraz ciemnego Kormorana. Nawet oferta wrocławskich barów zaczyna być dużo ciekawsza, niż ta w Pradze. Tam nadal do wyboru mamy dwa bezglutenowe piwa czyli Bernarda i Celię, no licząc ciemną Celię to trzy. Mam więc wrażenie, że czeskie browary stoją w miejscu, jeśli chodzi o ofertę dla Celiaków.
Ja zdecydowanie wolę Bernarda i jego wybierałam, ale jeśli wybieracie się z glutenowym towarzystwem do stolicy Czech, warto odwiedzić jeden z multipabów. Ponoć są w Pradze lepsze, ale my z braku czasu i ze względu na lokalizację wybraliśmy Pivovarský klub, zaraz obok dworca Florenc na ulicy Křižíkova 272, Praha 8 i bardzo nam się tam podobało, a więc Na zdraví! ;)



wtorek, 9 lutego 2016

Krótka opowieść o pewnym hamburgerze, czyli Celiak chłonie Barcelonę ;)

Bezglutenowy i zdrowy hamburger w Barcelonie :)
Barcelona, jedno z tych magicznych miejsc, z których wraca się z niedosytem, a dwudniowy pobyt, to jakby pomachać głodnemu przed nosem świeżutkim hamburgerem. Tak właśnie wyglądała moja króciutka wizyta w stolicy Katalonii, gdzie zawitałam w drodze powrotnej z Filipin i nie marnowałam czasu w oczekiwaniu na tani lot do Wrocławia. Zobaczyłam wszystko co tylko dało się zobaczyć w dwa dni, chłonęłam to miasto każdym zmysłem i bezglutenowego hamburgera też pochłonęłam ;) A nie był to byle jaki hamburger! Od razu chciałabym zaznaczyć, że jestem zagorzałym wrogiem chemicznych fast foodów i jeśli skuszę się na bułę z kotletem, to albo musi spełniać wszelkie moje wygórowane standardy, albo robię ją sama w domu.
Copasetic znalazłam przemierzając otchłanie Internetu, właśnie w celu znalezienia odpowiedniego dla siebie posiłku. Co prawda miałam dostęp do kuchni w hostelu, ale być w Barcelonie i nic nie zjeść, to tak trochę kiepsko. Spodobała mi się koncepcja baru i jego lokalizacja ;) nawet trasę przemarszu ze stacji kolejki do miejsca noclegu zaplanowałam tak, aby zahaczała o upatrzony lokal. Tylko w tym całym planowaniu, jakoś zapomniałam sprawdzić godzin otwarcia, co w poskutkowało pocałowaniem klamki, jako że w poniedziałki otwierają dopiero wieczorem. Cóż, nadrobiłam dnia następnego.
Knajpka jest bardzo przytulna, z rodzaju tych gdzie wieczorami popija się drinki z przyjaciółmi, a w dzień można wyskoczyć na szybki i zdrowy lunch. Na ich stronie można przeczytać, że menu tworzone jest według koncepcji „comfort food” (cokolwiek to znaczy). W każdym razie wyjaśniona jest ona, jako wybór dań odpowiednich na brunch, obiad i kolację, stworzonych z naturalnych, sezonowych składników, w miarę możliwości organicznych. W stałej ofercie są ekologiczne jaja, mleko, napoje roślinne i mięso, a kurczaki pochodzą z wolnego wybiegu. Copasetic oferuje posiłki bezglutenowe, a także bez laktozy, jednocześnie uczciwie informuje, że należy wziąć pod uwagę, iż w tej samej kuchni przygotowuje się posiłki glutenowe. Zatem wybór należy do nas, ja zjadłam bułę z mięchem, popiłam bezglutenowym piwem ;) i czułam się fantastycznie do końca dnia, więc polecam. 

Co można zjeść? Karta jest bardzo przejrzysta, dostępna w języku hiszpańskim, lub angielskim. Każde danie jest opisane i dodatkowo oznaczone łatwymi do rozszyfrowania skrótami, np. GF danie bezglutenowa, GFO możliwość przygotowania w wersji bezglutenowej, LF – bez laktozy, VEO oznacza możliwość zamówienia opcji wegańskiej itd. Zamówić możemy jajecznicę na śniadanie z bezglutenowym pieczywem, zupę dnia, zieloną sałatkę z figami, jabłkiem  i gorgonzolą, sałatkę grecką,  wegańską kanapkę z tofu, quinoę ze szpinakiem, dynią i pieczarkami, naleśniki z różnymi nadzieniami, przekąski, desery, dużo więcej i oczywiście wspomniane hamburgery. Ja wybrałam hamburgera z wołowiną, serem cheddar, karmelizowaną cebulka, burakami, rukolą i sosem musztardowym. Mój towarzysz zdecydował się na wersję z filetem z kurczaka, bekonem, smaczliwką, rzodkiewkami i sosem z cytryny i kolendry. Hamburgery skomponowane były fantastycznie, podane z dodatkową porcją sałaty i pieczonym ziemniakiem, który był tak pyszny, że spokojnie mógł z nimi konkurować. W karcie do wyboru był też burger rybny z tuńczykiem i wegetariański z czerwoną fasolą i serem feta.  Ceny hamburgerów w Euro wahały się od 9,80 do 11,50, za opcję bezglutenową trzeba było dopłacić (nie pamiętam dokładnie, ale chyba 1 Euro), ale za to napoje do dania głównego były w bardzo obniżonej cenie. Wcześniej wspomniane potrawy można było kupić od 6 Euro, a desery, od 4.
Do Barcelony z pewnością wrócę na dłużej, więc do Copasetic również. Polecam :)
Hamburger z wołowiną, sałatka i pieczony ziemniak w Copasatic
Taki sam zestaw jak powyżej, tyle że z kurczakiem
Lokalizacja Copasatic, adres: Carrer de Diputació 55
Wnętrze Copasatic, zdjęcie pochodzi ze strony http://www.copaseticbarcelona.com/