piątek, 15 stycznia 2016

Krótka fotorelacja z targu w Tagbilaranie


           Miałam pracować, ale przyszły chmury ze śniegiem, a z nimi ból głowy, więc mocne postanowienie pisania doktoratu upadło. Jednak, żeby nie być takim bezczynnym, postanowiłam przygotować dla Was fotorelację z targu w Tagbilaranie. Lokalne targowiska, to zazwyczaj najlepsze miejsce, gdzie każdy Celiak w podróży znajdzie bazowe produkty w sam raz do stworzenia bezglutenowego obiadu. Nie wspomnę o górach owoców, które w krajach tropikalnych są najłatwiejszą do zdobycia bezpieczną przekąską. Odwiedzanie miejscowych bazarów polecam Wam gorąco, miejcie jednak na uwadze, że tam najczęściej kręcą się kieszonkowcy i trzeba skupić uwagę na własnym portfelu, a najlepiej nie zabierać ze sobą nic poza pewną kwota przewidzianą na zakupy.  
A jak radzę sobie z brakiem kuchni, gdy już zrobię te zakupy? Mam swoje sposoby, które być może zdradzę następnym razem :)
W Tagbilaranie zachwyciły mnie świeże ryby i owoce morza, wyglądały jakby przed kwadransem jeszcze żwawo pływały w morzu. Suszone ryby też cieszyły się dużym powodzeniem. Ogromny wybór warzyw, których w większości nie znałam, był okazją do nawiązania rozmowy ze sprzedawcami, których bardzo bawiło, że pytamy co jest czym i jak to przyrządzać i z czym się to je. Oferta owoców nie powalała tak jak na mercado w Arequipie, ale być może na taką porę roku trafiliśmy, tak czy inaczej poznałam lanzones i spróbowałam duriana, co mnie w zupełności usatysfakcjonowało ;) Ceny? za garść ostrych papryczek zapłaciliśmy tak mało, że nawet na nasze grosze nie dało się przeliczyć ;)













1 komentarz: