 |
Ta piękna pitaja nie znalazła się w zestawieniu, bo pisałam o ty owocu wcześniej, ale zdjęcie musiałam Wam pokazać :) |
|
Przyszedł czas na przedstawienie
Wam pysznych owoców, których miałam okazję spróbować na Filipinach. Ponieważ poza nimi, spotkałam tam parę innych
fascynujących roślin, które owocami nie były, ale jak najbardziej nadawały się
do jedzenia, postanowiłam, że mój Top 5 będzie po prostu zbiorem najciekawszych
roślin jadalnych. Zatem do dzieła ;)
1. Lanzones
Lanzones znane też pod nazwą
langsat, a po polsku zwane, wyjątkowo ładnie, słodliwką pospolitą (zostanę więc
przy polskiej nazwie, tak samo jak awokado uparcie nazywam smaczliwką) Mój
chłopak kupił to cudo u babcinki, która sprzedawała je na skrzyżowaniu, gdzie chodziliśmy
po drobniejsze zakupy. To była miłość od pierwszego zjedzenia, słodliwka
idealnie trafia w mój gust, więc przez resztę wakacji koniecznie musiałam ją
jeść codziennie. Owoce tworzą grona, są okrągłe, mniej więcej wielkości
niewielkich śliwek węgierek. Okrywa je cienka, ale twardawa skórka, którą można
bez problemu obrać rękoma, trzeba jednak uważać na sok, który zostawia na
dłoniach lepkie plamy. Wewnątrz kryją się cząsteczki przypominające wyglądem ząbki
czosnku, konsystencja jest podobna do liczi, a smak przypomina połączenie
liczi, winogrona i grejpfruta. Coś boskiego! Trzeba jednak uważać na pestki,
które jak zauważyłam występowały głównie w większych okazach (wewnątrz
cząsteczek) są one bardzo gorzkie, więc nie radzę ich rozgryzać. Teraz będę
niecierpliwie czekać, czy słodliwka pojawi się w polskich sklepach.
 |
Owoce słodliwki pospolitej zwane na Filipinach lanzones |
|
 |
Słodliwka kryje pod skórką cząsteczki przypominające ząbki czosnku |
|
2. Durian
Sławny durian, bardzo mnie
rozczarował, ponieważ plotki o jego rzekomym smrodzie, są mocno przesadzone ;)
Nawet na targu gdzie kupowaliśmy to cudo, sprzedawca miał niezły ubaw i usilnie
nam proponował, że otworzy owoc na miejscu, wszyscy dookoła chcieli zobaczyć
nasze miny. My mieliśmy już jednak misterny plan konsumpcji tego dziwadła na plaży.
Poprosiliśmy więc o możliwie jak najmniejszy owoc, po drodze zabraliśmy z hotelu nóż
i niezbyt umiejętnie rozkroilićmy go w rajskiej scenerii na samym końcu plaży,
żeby nikomu nie przeszkadzać. No i tu spotkał nas wspomniany zawód, bo nasz
durian nijak nie pachniał zgniłym mięsem tylko zwyczajnie owocem, może z
delikatnie mdłą nutą, ale bez przesady, gorsze rzeczy w życiu wąchałam. Być
może jest to kwestia dojrzałości owocu, ponoć durian nie może zbyt długo leżeć
i trzeba go zjeść kilka godzin po zebraniu (tak gdzieś przeczytałam). W smaku
jest dość ciekawy, słodki, delikatnie mdły z orzechową nuta pod koniec. Nie
jest to owoc, który dałabym radę zjeść w całości, ale smakował mi. Świetnie
nadaje się na lody i różne kremy owocowe. Zresztą lody z duriana jadłam i były
pyszne. konsystencja jest jakby budyniowa, jak miękkie masło, podobna do bardzo
dojrzałej smaczliwki. Polecam jeśli będziecie gdzieś w południowej Azji, na
pewno nie ma się czego bać.
 |
Durian |
 |
Niezbyt umiejętnie otwarty owoc ;) |
 |
Wewnątrz konsystencja duriana jest delikatna i miękka |
3. Malunggay
A to dopiero jest wspaniała
roślina, w Polsce znana jako moringa olejodajna i zdaje się, że można ją spotkać
w kosmetykach. Cała roślina jest na różne sposoby wykorzystywana, ale na
Filipinach bardzo popularne są liście. Gdy skaleczyłam palce na
wycieczce, miejscowy przewodnik odkaził mi rany sokiem wyciśniętym właśnie z
tej rośliny, ponoć tamuje krwawienie, działa antybiotycznie, przeciwzapalnie i
przeciwgrzybicznie. Przypisuje się jej też takie właściwości jak detoksykacja, regulowanie
poziomu cukru we krwi, cholesterolu i ciśnienia, a nawet stymuluje porost
włosów, w zasadzie ciężko stwierdzić czego ta cudowna roślina nie robi ;)
Trochę się tu oczywiście podśmiewam, chociaż uważam, że warto się jej
właściwościom przejrzeć bliżej, bo z pewnością część z tego co twierdzą
Filipińczycy jest prawdą, a dla Celiaków, którzy często nie wiedzą jakich leków
mogą używać, medycyna naturalna bywa bardzo pomocna. Na Filipinach malunggay zwyczajnie się jada, liście wrzuca się do zup, sałatek, a także przyrządza z nich lody i zaparza w postaci ziołowej herbatki
:).
 |
Liście moringi olejodajnej (żródło: https://www.flickr.com/photos/27304051@N08/2961026374) |
 |
Lody z malunggay |
|
 |
Herbatka z malunggay. |
4. Ube
Absolutnie zachwycający jest
kolor tej bulwy. Desery z niej przygotowywane mają intensywnie lawendowy
odcień, pierwszy raz spotkałam się z jedzeniem w takim kolorze i to uzyskanym w
zupełnie naturalny sposób. Ube po ugotowaniu smakuje jak słodkawy ziemniak i
można go jeść w takiej formie, lub używać puree jako bazę do tworzenia innych
potraw. Z bulwy robi się też mąkę, wykorzystywaną
często do zabarwiania wypieków. Łacińska nazwa tej rośliny to dioscorea alata,
odpowiednik w języku polskim - pochrzyn skrzydlaty, ale zdaje się, że
występująca na Filipinach fioletowa bulwa, jest jedną z wielu odmian tej
rośliny. Batatów się doczekaliśmy w Polsce, być może ube też kiedyś do nas
zawitają.
 |
Lody z ube w kolorze lawendowym |
|
 |
Bulwy ube są intenwywnie fioletowe wewnątrz (źródło: http://i.ebayimg.com/images/g/9j4AAOSwk5FUvdUx/s-l500.jpg) | | | | | |
5. Lemonsitos
Śliczne malutkie cytrusiki,
wyglądają jak miniatury limonek, w smaku trochę je przypominają, ale są dużo
słodsze. Coś jak połączenie limonki z mandarynką. Ja wyciskałam z nich sok i
mieszałam z wodą, tak powstawał pyszny orzeźwiający, ale niezbyt słodki napój. Rewelacyjne
byłyby do alkoholowych drinków ;)
 |
Lemonsitos i bulwy ube z towarzystwie marchwi sprzedają się na targu w Tagbilaranie |
|
 |
Lemonsitos przypominają małe limonki |
|
 |
Lemonsitos |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz