sobota, 9 stycznia 2016

Top 5 roślin jadalnych na Filipinach



Ta piękna pitaja nie znalazła się w zestawieniu, bo pisałam o ty owocu wcześniej, ale zdjęcie musiałam Wam pokazać :)

Przyszedł czas na przedstawienie Wam pysznych owoców, których miałam okazję spróbować na Filipinach. Ponieważ poza nimi, spotkałam tam parę innych fascynujących roślin, które owocami nie były, ale jak najbardziej nadawały się do jedzenia, postanowiłam, że mój Top 5 będzie po prostu zbiorem najciekawszych roślin jadalnych. Zatem do dzieła ;)

1. Lanzones

Lanzones znane też pod nazwą langsat, a po polsku zwane, wyjątkowo ładnie, słodliwką pospolitą (zostanę więc przy polskiej nazwie, tak samo jak awokado uparcie nazywam smaczliwką) Mój chłopak kupił to cudo u babcinki, która sprzedawała je na skrzyżowaniu, gdzie chodziliśmy po drobniejsze zakupy. To była miłość od pierwszego zjedzenia, słodliwka idealnie trafia w mój gust, więc przez resztę wakacji koniecznie musiałam ją jeść codziennie. Owoce tworzą grona, są okrągłe, mniej więcej wielkości niewielkich śliwek węgierek. Okrywa je cienka, ale twardawa skórka, którą można bez problemu obrać rękoma, trzeba jednak uważać na sok, który zostawia na dłoniach lepkie plamy. Wewnątrz kryją się cząsteczki przypominające wyglądem ząbki czosnku, konsystencja jest podobna do liczi, a smak przypomina połączenie liczi, winogrona i grejpfruta. Coś boskiego! Trzeba jednak uważać na pestki, które jak zauważyłam występowały głównie w większych okazach (wewnątrz cząsteczek) są one bardzo gorzkie, więc nie radzę ich rozgryzać. Teraz będę niecierpliwie czekać, czy słodliwka pojawi się w polskich sklepach.  
Owoce słodliwki pospolitej zwane na Filipinach lanzones
Słodliwka kryje pod skórką cząsteczki przypominające ząbki czosnku
2. Durian

Sławny durian, bardzo mnie rozczarował, ponieważ plotki o jego rzekomym smrodzie, są mocno przesadzone ;) Nawet na targu gdzie kupowaliśmy to cudo, sprzedawca miał niezły ubaw i usilnie nam proponował, że otworzy owoc na miejscu, wszyscy dookoła chcieli zobaczyć nasze miny. My mieliśmy już jednak misterny plan konsumpcji tego dziwadła na plaży. Poprosiliśmy więc o możliwie jak najmniejszy owoc, po drodze zabraliśmy z hotelu nóż i niezbyt umiejętnie rozkroilićmy go w rajskiej scenerii na samym końcu plaży, żeby nikomu nie przeszkadzać. No i tu spotkał nas wspomniany zawód, bo nasz durian nijak nie pachniał zgniłym mięsem tylko zwyczajnie owocem, może z delikatnie mdłą nutą, ale bez przesady, gorsze rzeczy w życiu wąchałam. Być może jest to kwestia dojrzałości owocu, ponoć durian nie może zbyt długo leżeć i trzeba go zjeść kilka godzin po zebraniu (tak gdzieś przeczytałam). W smaku jest dość ciekawy, słodki, delikatnie mdły z orzechową nuta pod koniec. Nie jest to owoc, który dałabym radę zjeść w całości, ale smakował mi. Świetnie nadaje się na lody i różne kremy owocowe. Zresztą lody z duriana jadłam i były pyszne. konsystencja jest jakby budyniowa, jak miękkie masło, podobna do bardzo dojrzałej smaczliwki. Polecam jeśli będziecie gdzieś w południowej Azji, na pewno nie ma się czego bać.
Durian
Niezbyt umiejętnie otwarty owoc ;)
Wewnątrz konsystencja duriana jest delikatna i miękka
 3. Malunggay

A to dopiero jest wspaniała roślina, w Polsce znana jako moringa olejodajna i zdaje się, że można ją spotkać w kosmetykach. Cała roślina jest na różne sposoby wykorzystywana, ale na Filipinach bardzo popularne są liście. Gdy skaleczyłam palce na wycieczce, miejscowy przewodnik odkaził mi rany sokiem wyciśniętym właśnie z tej rośliny, ponoć tamuje krwawienie, działa antybiotycznie, przeciwzapalnie i przeciwgrzybicznie. Przypisuje się jej też takie właściwości jak detoksykacja, regulowanie poziomu cukru we krwi, cholesterolu i ciśnienia, a nawet stymuluje porost włosów, w zasadzie ciężko stwierdzić czego ta cudowna roślina nie robi ;) Trochę się tu oczywiście podśmiewam, chociaż uważam, że warto się jej właściwościom przejrzeć bliżej, bo z pewnością część z tego co twierdzą Filipińczycy jest prawdą, a dla Celiaków, którzy często nie wiedzą jakich leków mogą używać, medycyna naturalna bywa bardzo pomocna. Na Filipinach malunggay zwyczajnie się jada, liście wrzuca się do zup, sałatek, a także przyrządza z nich lody i zaparza w postaci ziołowej herbatki :). 
Liście moringi olejodajnej (żródło: https://www.flickr.com/photos/27304051@N08/2961026374)
Lody z malunggay
Herbatka z malunggay.
4. Ube

Absolutnie zachwycający jest kolor tej bulwy. Desery z niej przygotowywane mają intensywnie lawendowy odcień, pierwszy raz spotkałam się z jedzeniem w takim kolorze i to uzyskanym w zupełnie naturalny sposób. Ube po ugotowaniu smakuje jak słodkawy ziemniak i można go jeść w takiej formie, lub używać puree jako bazę do tworzenia innych potraw.  Z bulwy robi się też mąkę, wykorzystywaną często do zabarwiania wypieków. Łacińska nazwa tej rośliny to dioscorea alata, odpowiednik w języku polskim - pochrzyn skrzydlaty, ale zdaje się, że występująca na Filipinach fioletowa bulwa, jest jedną z wielu odmian tej rośliny. Batatów się doczekaliśmy w Polsce, być może ube też kiedyś do nas zawitają.

Lody z ube w kolorze lawendowym 
Bulwy ube są intenwywnie fioletowe wewnątrz (źródło: http://i.ebayimg.com/images/g/9j4AAOSwk5FUvdUx/s-l500.jpg)
5. Lemonsitos 

Śliczne malutkie cytrusiki, wyglądają jak miniatury limonek, w smaku trochę je przypominają, ale są dużo słodsze. Coś jak połączenie limonki z mandarynką. Ja wyciskałam z nich sok i mieszałam z wodą, tak powstawał pyszny orzeźwiający, ale niezbyt słodki napój. Rewelacyjne byłyby do alkoholowych drinków ;) 
Lemonsitos i bulwy ube z towarzystwie marchwi sprzedają się na targu w Tagbilaranie
Lemonsitos przypominają małe limonki
Lemonsitos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz