piątek, 30 października 2015

Jesteśmy Fruteros :)

Galaretka z mango, papają i nasionami papai

                My tu w Kolumbii jesteśmy Fruteros. Słyszałam to hasło niemal codziennie. Nasz kolumbijski gospodarz na każdym kroku podkreślał ich narodową miłość do owoców. Potrafią je łączyć ze wszystkim i jeść pięć, albo i osiem razy dziennie ;) Zaczynając od śniadania, jego obowiązkową częścią składową jest gęsty sok ze zblendowanych owoców i to nie tylko w Kolumbii, ale w każdym południowoamerykańskim państwie, które odwiedziłam. W Peru najbardziej popularny jest sok z papai, albo z ananasa, trzeba tylko pamiętać żeby stanowczo zażądać owego koktajlu bez cukru, inaczej do już i tak słodkich owoców, dosypią taką ilość białych granulek jaką zawiera puszka coli. Raz widziałam jak dziewczyna robiła koktajl z truskawek na mleku (porcja dla jednej, maksymalnie dwóch osób) który dosłodziła sześcioma kopiastymi łyżkami cukru, a po chwili namysłu dosypała siódmą, co by z mało słodkie nie było ;)
Kolumbijczycy są jednak wyjątkowo kreatywni w serwowaniu owoców, nasz znajomy raczył nas najróżniejszymi sałatkami i owocowymi gazpacho. Szczególnie zapamiętałam sałatkę owocową z czerwoną cebulą, sałatą i majerankiem. Połączenie owoców z majerankiem bardzo przypadło mi do gustu, jak już wiecie zioło to  kocham nad życie. Na szczęście Kolumbijczycy używają go dość często w przeciwieństwie do swoich południowych sąsiadów.
               Faktycznie jest to owocowy raj, na bazarach i w supermarketach nie wiadomo co pierwsze obejrzeć, załadować do koszyka i kupić w celach konsumpcyjnych. Część tych owoców ma oczywiście rodowód azjatycki, ale warunki klimatyczne w Kolumbii również umożliwiają ich uprawę. Najwspanialsze jest to, że te wszystkie egzotyczne owoce smakują 5 razy bardziej tam gdzie rosną i mają czas dojrzeć, niż te za szybko zerwane i sprowadzane do naszych sklepów. Wiele z nich znałam już z Peru, ale niektóre mimo że były tam dostępne, to jednak bardziej popularne i częściej spotykane są właśnie w kraju naszych Fruteros. Nie sposób wymienić i opisać wszystkich więc stworzyłam TOP 5 owoców, którymi zajadałam się w Kolumbii, a na topową piątkę z Peru będziecie musieli jeszcze trochę poczekać. 
 

Papaja - ma podłużny kształt, miąższ koloru żółto - pomarańczowego, lub różowawy, bardzo delikatny w smaku. Środek owocu wypełniają liczne drobne pestki o ostrym smaku przypominającym nieco rzeżuchę. Ze względu na delikatny smak lubię łączyć papaję z innymi owocami, świetnie nadaje się do smoothie i sałatek owocowych. Jednak moim zdaniem najlepsze w papai są jej właściwości zdrowotne, posiada bowiem ona enzym zwany papainą, który pobudza trawienie, szczególnie dużo jest go w pestkach, więc w razie niestrawności polecam ;) Ponoć świetne są też maseczki na twarz z rozgniecionego owocu ;) Papaję można coraz częściej spotkać u nas w sprzedaży, ostatnio zakupiłam w rozsądnej cenie w jednym z dyskontów (tym sygnowanym sympatycznym owadem ;)) Niestety długo transportowane papaje, które dojrzewają jeszcze w domu na parapecie, dużo tracą ze swego i tak delikatnego smaku, niemniej jednak polecam.
Papaja ;)
Mango - jest dość łatwo dostępne w Polsce ostatnio bardzo często spotykam je w marketach, co mnie bardzo cieszy, bo to wyjątkowo smaczny i soczysty owoc. Ma kształt nerkowaty, miąższ jest intensywnie żółty, natomiast skórka zielonkawo - czerwona, czasem żółtawa, a nawet wchodzi w odcienie fioletu, kolor skórki zależy od odmiany. Owoc ma jedną dużą podłużną pestkę, wokół której miąższ jest włóknisty i trudno go oddzielić. Warto poczekać, aż owoc dojrzeje, bo niedojrzałe mango nie jest niczym nadzwyczajnym jest twarde i bez smaku. Dość trudno rozpoznać kiedy owoc jest dojrzały, ale wszystko jest kwestią wprawy. Musi się delikatnie uginać pod palcem, nie może być zupełnie twarde, a miąższ powinien być intensywnie żółty, jeśli jest zielonkawy, lub blado żółty to znak, że za wcześnie się do niego dobraliśmy. Mango jest bardzo słodkie, porównałabym jego smak do dojrzałej nektarynki, ale ma coś co je wyróżnia i co lubię w nim najbardziej, a jest to specyficzny żywiczny posmak, bo mango zawiera terpentynę, która wraz z dojrzewaniem zanika, ale delikatna nuta pozostaje. Z tego samego powodu moim ulubionym winem jest grecka Retsina ;) Zastosowanie kulinarne tego owocu to temat rzeka, ale ja polecam indyjskie mango lassi, lub sałatkę z mango i majerankiem :)
Sałatka 3M ;) Mango, melon, majeranek. Nie mylić z trudno dostępnym M3, a tym bardziej z "M jak miłość", bo grozi niestrawnością ;)
Guajawa - (inna pisownia to gwajawa, gujawa, guawa i jeszcze sporo by się znalazło) test to jeden z tych owoców, którego smaku nie da się porównać z niczym innym i jeden z bardziej przeze mnie poszukiwanych :) Niestety w Polsce jeszcze nie spotkałam, a szkoda, ale na pewno kojarzycie napoje o smaku guajawy, nie to samo co owoc, ale zawsze coś. Niestety nawet w Ameryce Południowej czasem trzeba jej trochę poszukać w Kolumbii jest częściej spotykana, ale już w południowym Peru jej dostępność zależy od sezonu. Guajawa jest wielkości jabłka, ale wyglądem trochę przypomina pigwę. Ma gładką, woskowaną skórkę w kolorze zielonkawo żółtym, miąższ w zależności od odmiany jest różowawy, biały, lub wpadający delikatnie w żółty. Guajawa najczęściej wykorzystywana jest do sporządzania napojów - soków i kompotów, ale ze względu na dużą zawartość pektyn jest doskonałą bazą domowych dżemów. Można ja też jeść na surowo, musi być jednak dojrzała, miękka i mocno aromatyczna. Owoc ten ma ponoć bardzo dużo witaminy C. Dla mnie absolutnym hitem jest sok ze zblendowanej guajawy, zamawiałam go zawsze w pierwszej kolejności :) był priorytetem przed wszystkimi innymi sokami, mogłabym go pić hektolitrami.

Gęsty koktajl z papai zblendowanej z bananem i napojem z guajawy
Proporcje: 1 banan, pół papai, szklanka napoju z guajawy ;)
 Mangostan - a to cudo pierwszy raz widziałam właśnie podczas mojego tegorocznego pobytu w Kolumbii, wesołe kuleczki w kolorze bakłażanowym od razu przykuły moją uwagę i w trybie natychmiastowym zostały zakupione. A już zupełnie wzruszyło mnie wnętrze twardej skorupy, które skojarzyło mi się z mięciutką bawełną. W rzeczywistości są to cząsteczki sprężystego, białego miąższu otaczającego pestkę. Wyglądają trochę jak ząbki czosnku. W smaku mangostan jest słodki i delikatny, kremowy. Owoc najlepiej jeść, jak ja to mówię, sam ze sobą ;) na świeżo, bezpośrednio po obraniu. W sprzedaży dostępne są herbatki i różne suplementy z mangostanu, którym przypisuje się niemal nadprzyrodzone właściwości ;) ale myślę, że jednak to nie to samo co świeży owoc. A taki właśnie widziany był ponoć ostatnio w jednym z bardziej ekonomicznych supermarketów ;) niestety w moim mieście nie znalazłam, kupiłam tam natomiast pitaję.

Pitaja - zwana jest też smoczym owocem ze względu na grubą, łuskowatą skórkę. Skórka może mieć kolor żółty lub różowy, po przekrojeniu owoc wypełnia biały miąższ o lekko galaretowatej konsystencji z licznymi drobnymi pesteczkami. Ponoć występuje też odmiana o czerwonym miąższu. Pitaja jest wyjątkowo urodziwa, wręcz malownicza ;) Osobiście zakochałam się w tym kaktusowym owocu i mogłabym jeść kilka dziennie, gdyby nie jego pewne właściwości, o których za chwilę. Pitaja w smaku przypomina trochę kiwi, ale jest mniej kwaśna. Najlepiej przekroić owoc wzdłuż i wybrać miąższ łyżeczką, świetnie się też sprawdza jako składnik sałatek owocowych. Nasz Kolumbijczyk widząc, że codziennie znoszę do domu pitaję,  przestrzegał mnie ze śmiechem przed nią, bo ponoć poprawia ona perystaltykę jelit i pomaga w wypróżnieniu, a nadmierne spożycie może spowodować nagły efekt przeczyszczający. Ja jakoś tego nie doświadczyłam, ale w zasadzie po długiej podróży samolotem to całkiem przydatna właściwość ;).
Pitaja ;)
Sałata z liczi, pitają i granatem



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz