poniedziałek, 26 października 2015

Kilka słów o kawie i paneli :)

Kolumbijska kawa parzona po turecku z panelą ;)

                   Kolumbia słynie z kawy i nie bez powodu. Jej wyjątkowa jakość jest wynikiem warunków w jakich kawowe krzewy wzrastają i owocują. Porastają one nasłonecznione górskie stoki, idealnie jeśli pola znajdują się na wysokości 1200-1800 metrów nad poziomem morza. W takim klimacie rośliny poddawane są optymalnemu nasłonecznieniu, temperaturze i wilgotności. Ponoć najlepsze są dla nich gleby z pyłem wulkanicznym, które w tej części świata są powszechne.
                  Kolumbijczycy nie wyobrażają sobie życia bez kawy, codzienne delektowanie się filiżanką czarnego napoju jest dla nich takim samym rytuałem, jak dla większości Europejczyków. Natomiast kultura picia kawy zupełnie nie istnieje w Peru, co w pewnym momencie strasznie zaczęło mnie razić, mimo, że sama nie należę do fanatyków kawy i nie muszę jej pić codziennie. Było dla mnie czymś zupełnie niezrozumiałym, że kawiarnie można spotkać tylko w większych miastach, że są to zazwyczaj wyłącznie sieciówki i że siedzą w nich sami "gringos". Oczywiście wyjątki się zdarzają, ale nie zmienia to faktu, że nadal są to wyjątki ;) Ale o kawie, a w zasadzie jej braku w Peru napiszę innym razem, bo dziś miało być o Kolumbii. A tam sytuacja jest zupełnie odwrotna, kawiarnie znajdziecie na każdym rogu i są to zarówno kawiarnie różnych sieci, jak i przytulne prywatne lokale, niekiedy połączone z rodzinnymi piekarniami. Serwują one głównie kawę z ekspresu i w Kolumbii, jak zauważyłam, jest to najpopularniejszy sposób przygotowywania jej, ale z kawą parzoną po turecku również się spotkałam. Sama często parzę ją w tygielku przywiezionym kiedyś z Tunezji, albo we włoskiej kawiarce, ale szczerze mówiąc specjalistą od niej u mnie w domu jest mój chłopak, więc zazwyczaj się nie wtrącam :). Wracając do Kolumbijczyków to tradycyjnie piją oni kawę czarną zwaną tinto, ale coraz częściej i coraz chętniej eksperymentują i poza kawą z mlekiem (zwaną pintado), można też się jej napić z najróżniejszymi dodatkami, takimi jak czekolada, czy przyprawy. Dla mnie idealnym połączeniem byłaby kolumbijska kawa z kolumbijskim rumem ;).
Tinto często jest słodzone i to nie zwykłym cukrem, a panelą. Wynalazek ten to nic innego jak odparowany sok z trzciny cukrowej, formowany w bloki, niekiedy przerabiany na kostki, lub proszkowany. W Kolumbii jest to jeden z podstawowych i niezbędnych w każdym domu produktów spożywczych. Żaden szanujący się Kolumbijczyk nie ruszy w dłuższą, zagraniczną podróż bez swojej paneli. Są do niej tak przywiązani, że nie mogłam uwierzyć własnym oczom, widząc na przejściu granicznym walizki w 1/3 wypełnione blokami paneli, jakby to były sztabki złota ;) (no ale cóż ja jeżdżę do Peru z dwudziestoma paczkami majeranku ;) więc co kto woli). Mój słodkolubny chłopak oczywiście był zafascynowany tym cudem i przywiózł pudełko panelowych kosteczek do Polski. Warto też wspomnieć, że w Kolumbii przypisuje się paneli właściwości zdrowotne (porównywalnie z naszym uwielbieniem do miodu), popularny jest ciepły napój z wody, soku z limonki i paneli (agua de panela), który koniecznie trzeba pić przy każdym przeziębieniu, a przy innych choróbskach niby też nie zaszkodzi ;).
Mi ze słodyczy dużo bardziej odpowiadały prażone ziarna kawy w czekoladzie, które niekiedy podawano w kawiarniach, ale można je było również kupić w różnej wielkości opakowaniach. Oczywiście zrobiły one furorę wśród rodziny i znajomych po naszym powrocie do Polski.
               A gdzie można się napić kolumbijskiej kawy w Polsce? Niemal wszędzie, zawsze można poszukać w lokalnych kawiarniach. Ja na kawę, niekoniecznie kolumbijską, chodzę (chociaż teraz to już jeżdżę, bo po przeprowadzce za daleko) do wrocławskiego "Rozrusznika" jest to jedno z moich ukochanych miejsc. Jeśli nie lubicie kawy polecam zamówić zieloną herbatę, albo jakiś napój. Można tam też posłuchać muzyki z winyli, przejrzeć książkę lub zagrać w statki ;).
Gdy nie byłam jeszcze na diecie, jadłam w "Rozruszniku" najpyszniejsze czekoladowe ciasto świata. W sprawie owego cuda mam dwie wiadomości jedną dobrą, a jedną złą :( . Dopytałam u źródła i okazało się, że w cieście nie ma ani grama mąki, ale niestety inne składniki mają na opakowaniach wyszczególniony gluten w informacji o alergenach. W związku z tym ja z moją celiakią nadal nie mogę tego obłędnego wypieku jeść (może to się zmieni, liczę na to, że jednak zastosują bezglutenowe odpowiedniki), ale jeśli ktoś z Was jest na diecie z własnego wyboru to jeden kawałeczek od czasu do czasu nie zaszkodzi. Polecam :)


Kawa, ciacho czekoladowe i gra w statki ;) moje ulubione w "Cafe Rozrusznik"
Cafe Rozrusznik
Cafe Rozrusznik

1 komentarz: